Artur Banach napisał:
Ja rowniez mialem mozliwosc uczestniczenia w National Achievers Congress 2013 w ostatni weekend. Moim zdaniem naleza sie podziekowania dla organizatorow jak i wszytskich uczestnikow, ktorzy poswiecili 2 dni z ich zycia, aby tam byc. Uwazam, ze to wielkie osiagniecie, ze tyle wspanialych osob zarowno wsrod prowadzacyh jak i publicznosci, moglo sie spotkac pod jednym dachem.
Nie zaluje wydanych 420 zl na bilet. Uwazam, ze wartosc spotkania byla wyzsza, niz powyzsza cena, dlatego moim zdaniem bylo warto.Nalezy wziac tutaj pod uwage, ze trudno jest zaspokoic oczekiwania wszytskich 4000 uczestnikow. Oczywistym jest, ze jest to wlasciwienie mozliwe. Dlatego orgaizatorzy musza dopasowac sie oczekiwan wiekszosci.
Czy faktycznie należą się podziękowania dla organizatorów?
Czy to wielkie osiągniecie spotkanie tylu wspaniałych osób pod jednym dachem?
Czy warto było wydać 420 zł na bilet?
Czy trudno jest zaspokoić oczekiwania wszystkich?
Jak było? przeczytaj opinie.
Na początek Sławek Muturi
- Natomiast tym razem poszczególne prezentacje były oderwane od siebie i nie stanowiły jakiejś całości. Jedynym ich wspólnym elementem było to, że mówcy próbowali nas uczestników pobudzić do jakiegoś działania. Najczęściej – choć na szczęście nie zawsze – do zakupu jakiegoś drogiego szkolenia niezbędnego dla naszego samorozwoju. Pierwsze dwie prezentacje Łukasza Milewskiego i Richarda Tana – organizatorów wydarzenia – były mało konkretne. Ciekawie było się dowiedzieć o tym jak powstawał pomysł tego wydarzenia i ile już takich wydarzeń się odbyło w różnych egzotycznych zakątkach świata, ale taka informacja nie mogła wypełnić pierwszych dwóch godzin, więc dodatkowo wiele razy sami sobie klaskaliśmy za(a) przybycie na to „szkolenie”, (b) nie spóźnienie się, a nawet za to, że (c) wydaliśmy pieniądze.
- Nie wiem co wypadło było z programu zmuszając Łukasza i Richarda do wystąpienia. Bo … nie było programu. Myślałem, że to tylko ja nie sprawdziłem w internecie, ale okazało się, że nikt z 4000 uczestników nie znał planu dnia.
- Wieczorem – jako ostatni – przemawiał Robert Kiyosaki, gwiazda wydarzenia. A ponieważ Robert trochę wydłużył swoje wystąpienie (swoją drogą mało energetyczne i zadziwiająco wiele razy powtarzał to samo, może źle się czuł?), to ok 1/3 a może nawet połowa uczestników zaczęła wychodzić w trakcie jego wystąpienia.
- Część z polskich mówców najgłośniejsze owacje dostawało za to, że … przeklinali. Nie wiem czy uczestnicy w ten sposób podkreślali, że chcą więcej „polskości”, ale przyznam, że byłem tym nieco zdziwiony. Pewnie jestem staroświecki, ale uważam, że pewne słowa nie powinny padać ze sceny przed tak dużym audytorium. Jeśli słów tych używają coachowie i trenerzy rozwoju osobistego, to chyba staczamy się do … rynsztoku.
- Andy Harrington sprawił na mnie wrażenie mało sympatycznego manipulatora – jego uśmiech wydawał mi się mało szczery. Za to niewątpliwie okazał się mistrzem sprzedaży. Na jego szkolenie z przemawiania zapisało się setki osób. Technikę sprzedaży polegającą na daniu (1) rabatu, (2) bonusów, (3) ograniczeniu czasu – jego promocja trwała „4 minuty”, prawie tyle co „kubek Knorra”, oraz (4) ograniczeniu dostępności – Andy opanował do perfekcji. Ciekaw jestem ilu spośród setek jego klientów dziś żałuje swojej spontanicznej decyzji…
- Jak podsumować NAC 2013? Jego hasłem przewodnim było, że jeśli chcesz „zmienić swoje życie”, to zrób to czy tamto.(…)Wręcz czułem, że mówcy traktują nas uczestników z góry, trochę jak nieudaczników, którym oni pomogą „zmienić życie”.
Michał wspomina:
Dzięki za recenzję NAC. Uczestniczyłem w tej imprezie i w zasadzie w całości mógłbym podpisać się pod Twoją recenzją. Wyszedłem z NAC w niedzielę około 13 (nie mogłem zostać dłużej) i czułem….niesmak.
Długo by opowiadać o tym co było „nie tak”; skupię się na paru rzeczach:
- brak programu imprezy. Organizatorzy tłumaczyli to tym, że program jest bogaty, pełen niespodzianek dla uczestników i chcą nas tymi „niespodziankami” zaskakiwać. O jakie „niespodzianki” chodziło – nie mam pojęcia…Brak programu jest brakiem szacunku dla uczestnika, który ma prawo wybrać co chce oglądać, a czego nie chce. Kiedy wyjść na kawę i pogwarzyć, a kiedy zostać. Może i jest to sposób na utrzymanie ludzi na sali, ale ordynarny…
- miałem trochę wrażenie, jak gdyby zagraniczni mówcy czuli, że przyjechali do kraju, który właśnie wyzwolił się z kolonialnej przeszłości i zaczyna budować kapitalizm. A więc trzeba ludzi od zera edukować – bo oni w zasadzie nic nie wiedzą. Wystarczy więc sprzedać im parę oczywistych haseł i naród klęknie i padnie z wrażenia. Strasznie drażniło mnie, gdy MC (prowadzący) nieustannie powtarzał, że kolejne wystąpienie „willtake me to anotherlevel”. Jakoś chyba nie zadziałało, bo mam poczucie że jestem na dokładnie tym samym poziomie co o godz. 9 rano w sobotę 🙂
Longin napisał:
Przeczytałem uważnie wszystkie komentarze na temat NAC i osobiście jestem nawet trochę zdziwiony tą ostrożną krytyką w komentarzach. Na wydarzeniu takim jak NAC byłem po raz pierwszy i stopień jej komercjalizacji mnie totalnie zaskoczył. Postaram się wypunktować moje spostrzeżenia:
- Toalety – DRAMAT – jak można katować ludzi w kilkudziesięcio osobowych kolejkach aby poprostu się wysikać, a ich czystość malała wprost proporcjonalnie
- Catering – DRAMAT – jak można wydać lunch dla 4 tys. ludzi przy pomocy ok. 20 ludzi w 40 minut, o jakości tego co było za 23 złote już nie wspomnę…………
- Brak programu – jak wspominaliście wcześniej, lekceważenie uczestników – no ale cóż sprzedawcy-mówcy musieli zarobić
- KOMERCHA do kwadratu, joł, haj fajf, jesorjes, jesteś sprzeeeeeeedawcąąąąąąą!, no takiego badziewia jeszcze moje oczy i uszy nie widziały
Sprzedaż genialnych i unikalnych szkoleń, no to mnie rozłożyło na łopatki. Jak zobaczyłem setki ludzi walczących wręcz o miejsce w kolejce do kupna unikalnego szkolenia za kilka tysięcy to przecierałem oczy ze zdumienia. Niestety ale przypominało mi to ni mniej ni więcej pewne „szkolenio-prezentację” na którą zostałem zaproszony kilka lat temu przez znajomego mocno zaangażowanego w ten biznes. Szkolenie dotyczące produktów zielarsko-herbacianych, ci którzy byli wiedzą o czym piszę 🙂 DOKŁADNIE TO SAMO!!!- tylko skala większa. No cóż kunsztu takiemu Andye-mu trudno jednak odmówić, ja usmiechałemsie z politowaniem patrząc na kupujących i po kongresie pozostał mi tylko ten uśmiech, a Andy za 90 minut roboty na scenie zgarnął jakieś 3-4 mln złotych –
Wydarzenie takie jak NAC trzeba potraktować jako spotkanie handlowe w czystym celu komercyjnym, gdzie przekazana wiedza jest sczątkowa i służy tylko jednemu celowi – SPRZEDAŻY. Na co dzień jestem sprzedawcą produktów finansowych i to od dziewięciu lat. W weekend z NAC chciałem „polepszyć swój warsztat, wejść na wyższy poziom” etc. Wyszedłem zniesmaczony i świadomy totalnie straconego czasu i pieniędzy. Sprzedaż jest wszędzie taka sama, nieważne czy sprzedajesz precla czy polisę. Ci wszyscy wielcy mówcy wzięli udział w kongresie tylko po to aby sprzedać swoje produkty – I TYLKO PO TO. Nie ma sensu gaworzyć o etyce, bo jak wyszedłbym z takiego kongresu mając 5 mln wiecej na koncie to etyka wylądowałaby za kołem podbiegunowym. NIGDY WIĘCEJ TAKICH WYDARZEŃ – STANOWCZO I ZDECYDOWANIE ODRADZAM uczestnictwa w tego typu wydarzeniach
Kolejny komentarz
- Longin, zgadzam się w pełni z Twoją opinią. Bilet 800zł za możliwość uczestniczenia a audiotele na żywo? Emeryci przynajmniej prezentacje kołder mają za darmo. Może tam powinienem się wybrać.
(…) - Ubawił mnie gość mówiący o forexie. Stop loss ustawiany na 1%? Kwadrans dziennie by zarabiać? Komu taki kit wciska? Chyba tylko takim co nigdy nie otworzyli rachunku maklerskiego. Według raportu KNF tylko 18% uczestników forex zapłaciło podatek dochodowy. Czyli reszta traci!!!. Wszystko wyjaśniło się na końcu. Chodziło o sprzedaż cudownego programu do zarabiania. Czemu sam nie zarabia milionów?
- Organizacja też była do d… Toalety, rzeczywiście brudniejsze niż na Centralnym.
- Ciastko które w moim sklepie kosztuje 1,60zł tutaj kosztowało 8 zł. Tak się robi biznes!
- Oczekiwali punktualności a sami jej nie zachowywali. Bałagan w zajmowaniu krzeseł. Ludzie z dalszych rzędów (tańsze bilety) siadali na droższych miejscach bo nikt tego nie pilnował. Opaski niby były ale łatwo było je ukryć w rękawie i wielu to wykorzystywało. Potem awantury bo brakowało miejsc dla tych co zapłacili droższe bilety.
- Zapamiętałem jeszcze wystąpienie Mateusza Grzesiaka. Zaczął manierycznie. Potem był seans jak z Kaszpirowskiego. Pewnie co niektórzy przysnęli i widzieli niebieskie kwiaty i kolce. Ja widziałem tylko że ktoś mną znów manipuluje.Zastanawiałem się, co ci ludzie takiego wielkiego osiągnęli w życiu że mają być wzorcami. Na czym zrobili biznes? I już wiem. Zrobili kasę na takich frajerach jak my.Kiyosaki nie doczekałem. Miałem dość. Nigdy więcej.
Ex-Pracocholik dodaje:
- Byłem na NAC przez cały weekend i zachwycony nie jestem. Większość wystąpień to promocje szkoleń starannie lub mniej przygotowane. Za reklamy nie powinno się płacić!
- Mróz na sam koniec poczuł się zbyt pewnie i zaczął wyśmiewać poprzedniego speakera Sienkiewicza, którego przedstawienie było żenujące. „Sprzeeedawcąąą!!!”, litości. Upocony, spięty, przedstawiający podstawy handlu, które zawierają się na pierwszych pięciu stronach większości książek o tej tematyce…
- Powracając do Mroza, on wprowadził dobrą energię, jednak i tak to prowadziło do zakupu szkolenia. Zresztą, drogich szkoleń. Biedni Ci wszyscy ludzie, którzy dali się namówić na szkolenia po 8000-34000 zł od tych wszystkich „coach’ów”, polskich czy zagranicznych.
- Andy i Singer wypadli słabo. Czuć od nich profesjonalizm w tym co robią (wystąpienie), ale jest to sztuczne, widać po nich, że skrywają jakąś tajemnicą. Jaką ? A no taką tajemnicę, że te wszystkie przez nich podawane kwoty są wyssane z palca. Jeśli ktoś w to wierzy to jego sprawa, ale ja bym do tego nie przywiązywał szczególnej uwagi lub podejmował decyzji, bo ktoś się chwali milionami… Sami wiedzą, że sprzedają drogą ściemę, ale ich język ciała nie potrafi tego ukryć. Polak u Andy’ego pojawiający się na scenie dla referencji, mówiący o zarobionych w swojej firmie 10mln euro w tydzień po szkoleniu i przy tym spuszczając głowę oraz odwracając się od widowni nie zasmucił mnie, lecz przeraził w czym ja uczestniczę… w spektaklu aktorów. Siedziałem blisko sceny, mogłem obserwować ich zachowanie.
- Marcus od forexa to w mojej opinii krętacz. Praca z wykresami na świecach i wróżenie czy pójdzie kurs w dół czy nie, było równie profesjonalne co rzut monetą, prawdopodobieństwo 50:50, też tak potrafię. Człowiek ten nawet nie wiedział jaki jest kurs polskiej złotówki do dolara, zero przygotowania przez podobno mistrza forexa! Zero informacji o narzucanej przez instytucje popularnej dźwigni 1:100 czy grożących stratach całego kapitału.
- Majewski i Danielewski wypadli średnio. Spięci, szczególnie Danielewski, który stał cały czas pod ścianą i monotonnie wypowiadał swoje kwestie. Walczyłem, aby nie zasnąć, choć kilka razy odpływałem. Koszt szkoleń powala, Ci Panowie nie posiadają wiedzy aż na tyle wartej. Sami muszą się jeszcze wieeeele nauczyć. Szczególnie jak sprzedać, bo „po tym co tam zobaczyłem mógłbym z nimi ubić co najwyżej muchę w kiblu”. Nie wiem co było wartościowego w wystąpieniu tej dwójki o czym wspominają inni. Większość tej wiedzy pochodzi z początków polskiego internetu, z początków Majewskiego, powtarzanych bez zmian po dziś dzień.
- Szuba był w porządku, niczego nachalnie nie chciał nam sprzedać, rozbujał towarzystwo, rozśmieszył, a raczej podekscytował żeńską publiczność. Dobry w tym jest. Choć również i mnie irytowały przekleństwa i chamskie zachowania. Czy to jest przykład coachingu ? Osobiście nikomu z tych ludzi bym nie zaufał, aby przedstawić z czym mam problem. Nie wzbudzili u mnie jakiegokolwiek zaufania.
- Występ Mateusza Grzesiaka uważam za pomyłkę. Przekaz był następujący „odrodź się na nowo”, ale sposób w jaki tego chciał dokonać był niewłaściwy. Głos, sposób zachowania, nie dla mnie. Jego zalecenia o budowaniu własnej marki, które bardziej pasowały do szkoleń z podrywu. Czemu obraża kobiety na wysokim obcasie, kiedy jego współpracownica wchodzi na scenę w takich butach?
- Teraz Kim i Robert Kiyosaki… OGROMNE ROZCZAROWANIE!!! OGROOOMNE!!! Na co mi opowieść o tym jak się poznali? Na co mi głupi żart o piwie i makijażu wycięty z wykopu? Kim podaje 4000 domów jako ich portfolio, a Robert za godzinę podaje 5000 domów… Hej, come on!!! 10-100-300 domów plus minus rozumiem, ale 1000 domów jako pomyłkę wprowadza ogromną wątpliwość w ich wizerunku. To jest 25% różnica!Równie dobrze mogą mieć 100 domów, bo przez przypadek dodali jedno zero. Po czymś takim przestałem im ufać w jakimkolwiek stopniu. Co do samego Roberta… rąk przy publiczności nie trzyma się w kieszeniach. Już nie chodzi o to, że o tym mówił Andy, ale tego wymaga kultura. Obojętnie czy nasza czy amerykańska. Styl zachowania był daleki od ideału. Może to była zagrywka jaki jest bogaty i może sobie na to pozwolić, nie kupiłem tego. Bez względu czy on tym milionerem jest czy nie, a jeśli jest to wielokrotnie mniejszym niż się przedstawia. Zarabia na sprzedaży książek, grze i wystąpieniach. Wszystko o czym mówił było w książce. W wywiadzie przed kongresem zapewniał, że opowie jak zabezpieczyć się przed nadchodzącym kryzysem. Zaś na wystąpieniu mówił o naszych sąsiadach, historii kraju, jak to naziści doprowadzili do inflacji i utraty wartości pieniądza, ale zamiast powiedzieć jak się przed tym uchronić przeszedł od razu do swoich wykresów jak inwestować w nieruchomości. Zaraz, zaraz, jak mam kupować nieruchomości czy je wynajmować skoro wartość pieniądza ma drastycznie spaść… ludzie nie mają pieniędzy na czynsz, a ja wciąż muszę płacić bankowi raty, bo ten od razu aktualizuje wartość raty na dany dzień. Czy to jest to rozwiązanie? Jasne, nikt nie przewidzi przyszłości, lecz oczekiwałem czegoś bardziej konkretnego związanego na przykładach z rynku.
- Po powrocie do domu poczytałem o Kiyosakim i jego aktywach oraz sceptycznych opiniach o nim samym. Prawda jest taka, że nikt nie udowodnił istnienie tego bogatego ojca, sam Robert wielokrotnie zmieniał zdanie czy on istniał na prawdę czy to tylko fikcja literacka. Robert i Kim nie chcą udostępnić portfolio swoich nieruchomości na dowód swojego majątku, czyli pewnie nic nie mają, albo kilka domów co najwyżej jako zabezpieczenie zarobionego majątku na książkach. Bajka o Wietnamie też jest wyssana z palca, wojsko złapało go na dezercji. Przed publikacją książki RichDadPoorDad w 1997r. nie ma dowodów na jakiekolwiek interesy Kiyosakiego, na budowę jego majątku w sposób o którym tak pisze. Wiele działań które zaleca „inwestorom” jest nielegalna, nawet niezgodna z prawem amerykańskim. Inside trading, fikcyjny wspólnik który ma obejrzeć dom przed zapłatą (kot) itp. itd. Nie wspomina też o członkostwie w latach ’80 w sieci AMWAY w której to zaczął sprzedaż pierwszego wydania swoich książek, a przecież jak mówił w niedzielę, miał je sprzedawać wpierw do księgarni po reklamie w radiu… bujda na resorach… Zalecam wszystkim ostrożność w przyjmowaniu tych ich zaleceń. Czytajcie i wykorzystujcie tylko wskazówki, ogólniki, tak zwane złote myśli. Nie bierzcie do siebie podawanych kwot, liczb i w żadnym przypadku nie wprowadzajcie bezpośrednio tych rad do swojego życia.
- Z całego show, chyba tylko Les Brown był szczery, niczego nie ukrywał, przynajmniej tak go odebrałem. Opowiedział swoją historię życia, jak potrafił się podnieść oraz coś osiągnąć w życiu. Nie mniej, wszystko co robił wywodziło się z dziecięcych kompleksów. Wszystko co osiągnął i z czego się szczyci to fakt, że kiedyś był biedny jak mysz kościelna, a teraz jest bogaty. Męczyło mnie powtarzane co chwilę stwierdzenie „but I’mrichnow”. Pytanie tylko czy to jest szczęście? Czy to daje szczęście? Na krótką metę tak, wiem z autopsji, ale liczą się też inne rzeczy w życiu niż pieniądze i reszta speakerów o tym zapomina szczególnie namawiając do większego wysiłku, podnoszenia poprzeczki i dążenia do tego celu, bycia milionerem. „Wstańcie każdego dnia i krzyczcie – chcę być milionerem!!!” Nie powiedzieli tylko ile milionów daje szczęście. Jeden, dwa, sto? A może 999mln? Liczyłem na coś więcej, na prawdziwość, a otrzymałem papkę MLM’u doskonale znaną z bajek AMWAY’a.Wyścig szczurów już nie dla mnie. Pozdrawiam.
ŹRÓDŁO: http://fridomia.pl/2013/10/14/national-achievers-congress-2013/
“Zero informacji o narzucanej przez instytucje popularnej dźwigni 1:100 czy grożących stratach całego kapitału”
Dźwignia to możliwość, nie wymóg.
Nikt nikogo nie zmusza do korzystania z niej. Jeśli masz dźwignię 1:100, nie oznacza to, że mając 10 000zł musisz zawierać transakcje o wartości 1 mln zł. Masz 10k zł, otwórz konto z micro lotami i ciesz się niskimi prowizjami zawierając transakcje bez dźwigni. Masz tysiąc złotych? Jest kilku brokerów którzy pozwalają zawierać otwierać nano loty – 1000 waluty bazowej. Masz 100 zł? Jest jeszcze Oanda ktróa pozwala na dowolny wolumen transakcji.
Ogólnie rzecz biorąć – o forexie nie ma co myśleć bez porządnego kapitału. Jak nie masz min 100 000zł to daruj sobie. Ludzie którzy regularnie przez lata zarabiają na rynkach osiągają kilka, kilkanaście % rocznie. Większość traci, to prawda. 10% z 100 000 to tylko 10 000zł zysku w skali roku. 8 100zł po opodatkowaniu. Rocznie. Troche mało, co? Tyle można oczekiwać po kilku latach nauki. Dla większości z 80% ludzi którzy tracą na forexie 100k zł to kwota której nie są w stanie odłożyć, nie mówiąc o tym, że realistyczny roczny zwrot po kilku latach nauki będzie śmieszny.
Zapoznałem się kilkoma artykułami które napisałeś. Twój punkt widzenia to ekstremum, biegun. Prawda jednak leży po środku. Fajnie żeby ludzie napaleni na produkty z rynku rozwoju po 3-10k zł odwiedzili twoją stronę, i poczytali trochę. Jednak znajdą tutaj zbyt wiele przekłamań i uogólnień – podobnie jak na stronach sprzedażowych, tylko, że ty zamiast hype’u popadasz w drugą skrajność. Przypomina mi to trochę radio maryja, telewizję trwam. Można tam usłyszeć kilka rzeczy, których nie dowiesz się z TVN’u czy wyborczej. Jednak i tu, i tu trzeba mieć silne filtry i odrzucić 90% syfu.
Ostro przesadzasz, podobnie jak i sprzedawcy marzeń których krytykujesz. NLP (kotwice, sublimacje), wyznaczanie celów, pain and pleasure, parę innych rzeczy które zmasakrowałeś – one działają. Na swój sposób. Nie są warte grubych tysięcy złotych, które ludzie za nie płacą, oczekując kosmicznych rezultatów. Ot, takie drobne usprawnienia życia, które w dłuższym terminie mogą pozytywnie wpłynąć na życie człowieka, jednak nikt ich tak nie traktuje. Pojawiają się niebotyczne ceny, “sekrety” i oczekiwania. Myślę, że w tym jest największy problem.